Azərbaycan dili Bahasa Indonesia Bosanski Català Čeština Dansk Deutsch Eesti English Español Français Galego Hrvatski Italiano Latviešu Lietuvių Magyar Malti Mакедонски Nederlands Norsk Polski Português Português BR Românã Slovenčina Srpski Suomi Svenska Tiếng Việt Türkçe Ελληνικά Български Русский Українська Հայերեն ქართული ენა 中文
Subpage under development, new version coming soon!

Asunto: wiersze

2010-06-06 11:12:02
Marcin Wolski:

Na śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Mediom

Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę stropieni,
jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!

Nie potrzeba łez waszych , komplementów spóźnionych
Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co,
dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny
wasze żarty i kpiny, wylewane przez szkło.

Bo pamięta poeta, zapamięta też naród
wasze jady sączone, bez ustanku dzien w dzień.
Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru...
Karlejecie pętaki, rośnie zaś Jego cień!

Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy.
Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem
jedzie kondukt żałobny, taki skromny choć krwawy.
A kraj czuje - prezydent znowu jest w swoim mieście

Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.
Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą
Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!



2010-06-06 11:13:17
Julian Tuwim:

Pogrzeb prezydenta Narutowicza

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien - i patrzcie! i patrzcie!

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze - i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.


Dla ożywienia tematu. Wklejajcie, komentujcie.
2010-06-06 11:14:45
znalazłem jeszcze jeden podobny


PRZYSZŁOŚĆ

Wypłowieją litery, czarne oraz te krwawe,

i odpłyną obłoki, gnane wichrem jak flaga,

przez lat setki wycieczki będą dreptać na Wawel...

Nieświadome minionych, zmasowanych ujadań.

Otrze łzy Poznań, Rzeszów, Szczecin, Wrocław i Gdynia,

podsumuje ofiary historyczny rewident,

zaznaczając, że kiedyś do zabitych z Katynia

z delegacją dołączył jeden polski Prezydent.

Czas pogodzi jak grabarz, namiętności ostudzi,

do niebytu strącając chwalcę tak jak krytyka.

Zapomnimy konflikty, zapomnimy i ludzi,

niezależnie po których stali stronach barykad.

Lecz zostanie, jak duchy, które śpią w sarkofagach

od swej śmierci spotkanej nad Elsterą, pod Warną,

wiara, że nieśmiertelny honor jest i odwaga,

że są nie do zabicia Polska i Solidarność!

Choć o Małym Rycerzu dumka pękła jak hejnał,

będzie dalej historii toczył kamień się młyński.

A w kronikach, wspomnieniach, pamiętnikach, legendach

sen o Polsce odważnej będzie snem o Kaczyńskim

Marcin Wolski
2010-06-06 11:15:53
Kiedy Ojczyzna wzywa swych synów,
Kiedy wiatr w dali wołanie niesie,
By dokonali dziś wielkich czynów,
Których historia mocą swych młynów
W pył nie rozniesie- przybądź, Prezesie!

Kiedy wulkany dają nam znaki,
Pyląc na polach, łąkach i w lesie,
Kiedy Wawelu bronią żołdaki
Na ruskim pasku i w szwabskim dresie,
Na bój z hołotą- przybądź, Prezesie!

Kiedy nasz sztandar na wietrze furczy,
Kiedy bluźnierców pomścić aż chce się,
Odwaga w piersi wroga sie kurczy,
Jeno pod wąsem z cicha coś burczy,
Bo szans już nie ma- jesteś, Prezesie!


2010-06-06 11:21:29
Meldunek Starego Wiarusa

Orzeł się dumnie w godle pręży,
Dziobem ku zachodowi mierzy,
Wierzymy, że i Ty zwyciężysz
Godny następco cnych rycerzy

Zwyciężysz, mimo knowań wrażych
W sztandarów bieli i czerwieni.
W przyszłość z uśmiechem idź na twarzy –
Wiktorii się jutrzenka mieni!

Potwarcy niech pełzają w pyle,
Zamarły słowa nienawistne;
To przez nie krzywdy ludzkiej tyle
Na świecie nadal może istnieć!

Prowadź nas, wodzu wielki – duchem,
My – ławą, a Ty – w prezydenty!
Pozwól, że złożę Ci meldunek
Panie prezesie! Wawel – wzięty!

----------------------------------------

Dziś na zakręcie wielkich wydarzeń
Toczy się walka, toczy się bitwa:
Po jednej stronie zażarta sitwa
Po drugiej – ludzie wciąż pełni marzeń…..

Kiedy pachołek Moskwy się zbroi,
Gdy Niemiec z Żydem zaciera ręce,
Ojczyzna pyta, w wiecznej udręce-
Kto dzisiaj strzeże kraju podwoi??

Stójmy! Zamilczmy! Wsłuchajmy się w ciszę!
Jeszcze nadzieja w piersi nie struchlała,
Bo tętent koni husarskich tu słyszę….

Bo ciągle nasza Ojczyzna cała….
Zwycięską pieśń historia pisze-
Genom patrioty dzisiaj chwała!

-------------------------------------------

Tyś król, co wrogi swe zwycięża
Krocz wśród szpalerów flag zdobycznych
A my zwycięstwa Twoje liczmy,
Najdzielniejszego z równych męża!

Błyszcząca chroni Cię pawęża
I przodków zastęp Twych mityczny.
Stoisz, gdzie prawo punkt ma styczny
Z sprawiedliwością – cóż za ciężar!

Odpowiedzialność Twa olbrzymia
Za Patrię naszą, za Rodaków
Niejeden tego nie wytrzyma,

Lecz Ty nie strząsasz jej z swych barków
Ty niesiesz krzyż swój w mgłach i dymach
Ty – Wielki Wodzu! I – Polaku!


------------------------------------------------

W dniach, kiedy spokoju trzeba nam jak chleba
po skończonej tragedią głupot kumulacji
pośród licznych trumnami podpieranych racji
ktoś cicho, bez popisów robi to co trzeba

Wypadek go postawił w sytuacji trudnej
na dodatek zupełnie dlań niespodziewanie.
Przejąć z marszu tą schedę to trudne zadanie
determinacji trzeba oraz pracy żmudnej

W młodości niepokornym bywał dysydentem
nigdy go nie złamała milicyjna pałka.
Z godnością i właściwym mu temperamentem

sumiennie obowiązki wypełniał Marszałka
teraz jest z obowiązku p.o. Prezydentem
a zwycięstwa w wyborach nadzieja nie miałka.

---------------------------------------------

Czegóż tu ma się trzymać nieszczęsny Jarosław?
Tej frazy grafomana, tetryka i osła,
co pod tym jednym względem druhem mu i bratem,
że jak on sam już kontakt zatracił ze światem?

---------------------------------------------

Zatonął w mgle prezydent, spłonęła elita.
Czy płaczę? Nie! On nie był prezydentem moim.
Stałem tutaj, gdzie ZOMO, zapewne zapytasz:
czy jesteś wykształciuchem? czy w kamasz się stroisz?

Odpowiem: głosuję, ale tylko na siebie
Głos swój jak włos podzielę: na trzy czasu strony
i czwartą lichą przestrzeń: niech w niej ksiądz z ambony
zamknie prawdę wyłączną o smoleńskim niebie.

Bóg tak chciał. Oczywistość. Pośpieszmy do tłumu
Nagrajmy dokument. Emitujmy w prajmtajmie
Zróbmy z Polski Mesjasza, mamy zbawców stajnię,
niech kolejny nasz ogier wypręży swój tułów.

Przeszłość: to był kartofel, obły, zatwardziały!
Teraźniejszość: to heros, stawiajmy pomniki!
Przyszłość: nasz święty patron, to przed nim tajały
lody, serca, wulkany. Kto przeciw - jest nikim!

Wolność słowa? Ułuda! Demokracja? Chaos!
Dynastia to jedyne słuszne rozwiązanie!
Na Wawelu spoczął, więc niech królem zostanie!
Z brata zróbmy następcę. I na mądrość całą

nieomylność, wspaniałość dajmy mu monopol.
Przecież plebs to hołota, lud nie ma znaczenia.
Jest TV, mamy radio. Nie trzeba przeceniać
głosów zdrajców maluczkich. Niechaj w kłamstwach spłoną!

Piszę źle o umarłych? Nie! Ja pisze szczerze.
Głosu swego nie oddam, wciąż go potrzebuję.
Mój przyjaciel zmarł nagle, nie był bohaterem
Miał wypadek, śmierć poniósł na zamglonym drzewie.

Tak jak biały Tupolew, z tą jednak różnicą,
że w politycznych gierek nie taplał się szambie.
Nikt żałoby nie zgłaszał. On przepadł jak kamień
niesiony przemijania przejrzystą krynicą.

Opluwajcie Moskali i szukajcie spisków,
mówcie wszem: mgła generał i słudzy Putina
jedno to spostrzeżenie mam dla was na finał:
było ofiar sto niemal. I nie tylko z PIS-u.

----------------------------------------------

Ojczyzna jest w potrzebie – to znaczy: łajdacy
Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy
Polska – mówią – i owszem to nawet rzecz miła
Ale wprzód niech przeprosi tych których skrzywdziła

Polska – mówią – wspaniale lecz trzeba po trochu
Ją ucywilizować – niech klęczy na grochu
Niech zmądrzeje niech zmieni swoje obyczaje
Bo z tymi moherami to się żyć nie daje

I znowu są dwie Polski – są jej dwa oblicza
Jakub Jasiński wstaje z książki Mickiewicza
Polska go nie pytała czy ma chęć umierać
A on wiedział – że tego nie wolno wybierać

Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy
I ta którą w objęcia bierze car północy
Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie
I ta druga – ta którą wiozą na lawecie

Ta w naszą krew jak w sztandar królewski ubrana
Naszych najświętszych przodków tajemnicza rana
Powiedzą że to patos – tu trzeba patosu
Ja tu mówię o sprawie odwiecznego losu

Co zrobicie? – pytają nas teraz przodkowie
I nikt na to pytanie za nas nie odpowie
To co nas podzieliło – to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei

Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!
Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo?
O to nas teraz pyta to spalone ciało

I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie
Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie




Wersów nigdy za wiele :p
(editado)
2010-06-06 14:28:18
Ee mi nie odpowiadają tematy polityczne. Ja sam napisałem wiersz pt. Smoleńsk, już tutaj wklejałem 10 kwietnia, ale był napisany pod wpływem chwili i taki nawiązujący tylko do katastrofy a nie całej tej otoczki.
2010-06-06 22:23:30
No pokręcony ten wiersz :] Trochę jakbym Herberta czytał.

Powiem Ci, że mnie zaskoczyłeś. Ten wiersz jest wzięty z jakiegos konkursu herbertowskiego :)

Dusza znudziła się mną
i odeszła.
Umarłam więc i wiszę na gwoździu
patrząc w dół na łóżko
czuję, że śmierdzisz
jak przystanek autobusowy
przyjazdem i odjazdem-
- przelotnością.
Chciałam cię zatrzymać
lecz gwóźdź odpadł
dusza wróciła i ożyłam.
Znowu leżę obok ciebie
umyta i uczesana
po prostu naga.
10.XII.1997 r.
2010-06-07 13:36:53
Czym się różni nasz piękny kraj,
od obrazu dawnych poetów?
Te same góry, ten sam las,
a przede wszystkim ten sam Naród.

Naród wspaniały w chwilach trwogi,
Naród fatalny w chwilach radości.
Naród słuchający politycznych klas,
Naród nie słuchający poetów.

A ja odmawiam pacierze za Nas,
listopadową porą nawet w kościele,
modlę się, żeby Naród zaczął słuchać nas,
polityków- nie wiele.

Bo mali ci ludzie, biedni, ubodzy,
tam gdzie dobro państwa- rozchodzą
się ich drogi... do własnych kieszeni.
Poeta widzi wnętrzem, sługa swoim stanem.

Patrzący podobnie, choć trochę zamknięci,
wiedzą, że poetów powinien nadejść czas,
tu i teraz, fizycznym słowem silnym, słowem jednego z nas,
a nie w żałobę, w kościele, przy skomleniu mas...

Znalezione na nieszufladzie :-).

Autor ma racje, poetów już nikt nie chce słuchać hmmm... w ogóle to nawet nie wiem czy po śmierci Herberta jest w ogóle kogo słuchać...
(editado)
2010-06-07 15:22:52
No widzisz, po prostu tego stylu nie da się pomylić z żadnym innym.
2010-06-07 19:46:39
Mam wszystko, czego może chcieć uczciwy człowiek -
Światopogląd, wykształcenie, młodość, zdrowie,
Rodzinę, która kocha mnie, dwie, trzy kobiety,
Gitarę, psa i oficerskie epolety!
To wszystko miało cel, i otom jest u celu.
Na straży pól bezkresnych strażnik (jeden z wielu).
Przy lampie leżę, drzwi zamknięte, płomień drga,
A ja przez szpadę uczę skakać swego psa!

Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.
Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!
Encore, encore, jeszcze raz!

Za oknem posterunku nic nie dzieje się,
Czego bym umiał dopilnować, albo nie.
Dali tu stertę starych futer i człowieka,
Ażeby był i nie wiadomo na co czekał!
Więc przypuszczenia snuję, liczę sęki w ścianach,
Czasem przekłuję końcem szpady karakana,
W oku mam błysk! (Od knota co się w lampie żarzy)
Czerwony odcisk dłoni na podpartej twarzy!

Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.
Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!
Encore, encore, jeszcze raz!

Tak, jest gdzieś świat, obce języki, lecz nie tu.
Tu z ust dobywam głos, by rzucić rozkaz psu!
Są konstelacje gwiazd i nieprzebyte drogi,
Ja krokiem izbę mierzę, gdy zdrętwieją nogi!
I wtedy szczeka pies na ostróg moich brzęk,
Ze ściany rezonuje mu gitary dźwięk...
Ze wspomnień pieśni, które znam, tka wątek wróżb,
Jak gdybym kiedyś swoje życie przeżył już...

Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.
Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!
Encore, encore, jeszcze raz!

Więc jem i śpię, pies śledzi wszystkie moje ruchy.
Gdy piję, powiem czasem coś, on wtedy słucha.
I widzę w oknie, zamiast zimy, lampę, psa
I oficera, który pije tak jak ja!
Nic nie ma za tą ścianą z wielkich, ciemnych belek,
Nad stropem nazbyt niskim, by skorzystać z szelek!
Nic we mnie, prócz do świata żalu dziecięcego,
Tu nikt nie widzi, więc się wstydzić nie mam czego!

Oczami za mną nie wódź, nasienie sobacze!
Gdy piję w towarzystwie alkoholowych zmor!
I nie liż mnie po rękach, gdy biję cię i - płaczę!
Jeszcze raz! Jeszcze raz! Encore!



Mowiąc szczerze, wolę aranżację Strachów, niż samego Kaczmarskiego. Bo jakoś w tym momencie Kaczmarski wydostał się dla mnie z szuflady barda Solidarności i po prostu stał się ;)

"Czerwień zawsze pachnie krwią"

Nie widzę czerwieni krwi
zszarzała na płytach chodnika
skąpo tylko kapie
z gałęzi betonowych drzew
które zabijają jesienią
Nie potrzebuję czerwieni
by czytać
czarno na białym
2010-06-18 19:11:00
2010-06-21 00:51:52
Uwielbiam Tuwima!


Rodowód

Po co się ciskasz, mój Wuerze,
Po co wymyślasz mi od żydka?
Żydem aż śmierdzi w twym "Kurierze",
Żona waćpana - też semitka,
Karmiona z żydowskiego dydka,
Ciocia Hortensja, mój Wuerze
(Dama a Paulo czy wizytka),
Od Chai swój początek bierze,
Wuj zaś Salezy (mówmy szczerze:
Syn Mośka, Szmulka czy Dawidka)
Kiwał się mrucząc przy sajderze
I jako Saluś był w chederze,
Studiując (o, przeszłości brzydka)
Alef bej gimel na syderze.

Kędy tej szlachty jest początek,
Skąd ród swój bierze Wuerzyna?
I gdzie twych własnych wuerzątek
Ród po kądzieli się zaczyna?
Jakież to herby i sztadary
Miały twej żony antenaty,
Owe L...aury i Kr...ary
Z miszpuchy cycełesowatej?
Ku wiadomości potomności
Niechaj czytają ludzie prości,
Jaki rodowód jest rodziny
Żony Wuera - Wuerzyny.

Rodzinnych kronik idąc śladem.
Opowiadają ludzie starzy,
Że B..son R..skiej był pradziadem
Zasię wywodził sięz karczmarzy;
Miał karczmarz B..son wuja Szmula,
A Szmul Pinkusa miał i Srula,
Którego żona Cypa Łaja
Na mendle sprzedawała jaja.
Mendel był nawet synem Łai,
Złośliwi mówią, że od Szai,
Ten Szaja ze swym szwagrem Joskiem
Handlował rybą tudzież czosnkiem.
Kuzynką Joska była Jenta,
Żona Chaima, konkurenta,
Chaima siostra zasię, Pesa,
Tańczyła w purym majufesa,
Tańczył z nią Mordka, tańczył Chaim,
Chill, Hennoch, Lejba i Efraim;
Majufes Pesy z Efraimem
Zakończył się pod baldachimem.
Z tej pary była dzieci fura:
Abramek, Boruch, Rojza, Sura,
Cywia i Brajndla i Gedali,
Ryfka i Chaskiel i tak dalej.
Wziął potem Brajndlę Ber z przeciwka,
A za Szulima wyszła Ryfka;
Syn Fajwla, Aron, wnuk Chaskiela,
Wziął Taubę z Perli i Jankiela,
Majer wziął Surę, Symcha Cywię,
A rudą Rojzę dali Kiwie,
Ta Rojza miała właśnie stryja,
Co zwał się Symacha-Ajzyk-Szyja,
Którego babka, Fajga-Bina,
Potrzebowała mieć kuzyna.
Ten kuzyn Nuta z żoną Chawą
Miał sklep z śledziami pod Warszawą,
A Fiszel, brat owego Nuty,
Tuwimom w Łodzi czyścił buty.

Dla chętnych: trzeba poszukać, co znaczą pewne skróty, inicjały, etc. Podpowiem: W.R. to Włodzimierz Rabski.


A teraz jeden z moich ulubionych (po "Lokomotywie" ;P,) utworów:

Kobiece

Z rzeki szła wczesna. Kochała.
Chyliła szczęśliwą głowę.
Pachniała porankiem ciała,
Mydłem migdałowem.

Ciału był wieczór w rzece,
Zielony i nimfowy,
Tylko głowie w białej spiece
Nad wodą był żar miodowy.

Teraz niosła kobiece
Znużenie zakochane,
Żeńskie pełne owoce,
W toni wodnie widziane.

Niosła wiecznie kobiece
Ścieżką brzózek i cienia.
W zaroślach waliło serce
Tajnego zapatrzenia.

Pod surowym jedwabiem
Mdlały biodra brzozowe,
Ślizgało się po niej serce
Mydłem migdałowem.

Dla tych, co wola słuchać, niż czytać:

2010-06-21 09:42:17
Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Lubię, kiedy kobieta...

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskonczone przestrzenie nieziemskiego świata.

:}
(editado)
Żeby było lepiej, ja to miałem w szkole przerabiane ;P Wygląda na to, że w Ministerstwie nie ma feministek ;>
2010-10-13 19:14:25
echh, nikt tu nie pisze, to ja podbiję wierszem Fredry

Od prawieków w całym świecie,
Kogo kolka w boku gniecie,
Każdy sobie pierdzi chętnie,
Cicho, smutno lub namiętnie.

Stary, młody, mały, duży
Wszystkim dym się z dupy kurzy,
Każdy chętnie portki pruje,
Bliźnim pod nos popierduje.

Pierdzą panny, dobrodzieje,
Księża, szlachta i złodzieje,
Nawet papież chociaż miernie,
Też kadzidłem sobie pierdnie.

Pierdzą ludzie na siedząco,
Na stojąco i chodząco,
Pierdzą nawet przy kochaniu,
By dać taktu jak przy graniu
.

Krasawice w wieku kwiecie,
Pierdzą cicho jak na flecie,
A poważne w wieku damy
Wypierdują całe gamy.

I w teatrze i w kościele,
W dnie powszednie i niedziele,
I filozof i matołek,
Każdy pierdzi ciągle w stołek.

Jeden przebrał w jadle miarkę
I ma w dupie oliwiarkę.
Gdy chciał pierdnąć na odmianę,
Obsrał okna, drzwi i ścianę.

Ten zaś smrodzi jak niecnota,
Jakby zjadł zdechłego kota.
A kiedy się czosnku naje,
To aż wiatrak w oknie staje.

A ten trzeci jest w humorze,
Kiedy pierdnąć sobie może,
Więc natęża siłę całą
By popierdzieć chwilę małą.

Tam jąkała w kącie stoi
Dupę ściska bo się boi
Chciałby sobie puścić bąka
Lecz w pierdzeniu też się jąka.

Jednym słowem w całym świecie,
Kogo bzdzina w dupie gniecie,
Wszyscy niech se pierdzą chętnie,
Cicho, smutno lub namiętnie.
2010-10-14 23:22:17
Leopold Staff
GNÓJ

Czcigodny gnoju, dobroczynne łajno,
Tchnące, jak znojna najmity pazucha
I nowa skóra chłopskiego kożucha,
Ostrej tężyzny siłą życiodajną!

Żyzności łaskę kryjesz w sobie tajną
I ciało ziemi łaknie twego ducha.
W tobie nadzieja pól i wsi otucha,
Bo czynisz siejbę stokrotnie wydajną.

Zdrowiem z obory kiedy bijesz mlecznej,
Masz dziką świeżość potęgi odwiecznej,
Którą się brzydzą mieszczuchowie słabi.

Lecz czarnym bogom pracy, gdy im w lica
Dymisz w świt chłodny, niby kadzielnica:
Pachniesz jak wszystkie wonności Arabii!