Subpage under development, new version coming soon!
Asunto: »Lechia Gdańsk
mowilem ze Tralka byl zbyt pewny siebie i wygranej! i gral jak ciota:>
WŁADCY PÓŁNOCY !!! LECHIJKA WŁADCY PÓŁNOCY !!!
Dopiero trzeciego dnia po zajściu między Andrzejem Czyżniewskim a Patrykiem Małecki Arka wydała krótkie oświadczenie w tej sprawie. Zanim to nastąpiło w mediach spadła na dyrektora sportowego gdyńskiego klubu fala krytyki za zachowanie niegodne sprawowanej funkcji. Ponadto Wisła Kraków "poprosi Ekstraklasę SA o wyjaśnienie całej sytuacji, a jeśli zajdzie taka potrzeba, także o przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego".
.
Przypomnijmy, że po piątkowym meczu, w którym Arka przegrała u siebie z Wisłą 0:1 doszło do utarczki między krakowskim piłkarzem a dyrektorem sportowym Arki. Zdarzenia miały miejsce przy ściance telewizyjnej, a następnie w tunelu i przed wejściem do szatni. Niestety, w związku z tym, że Czyżniewski nie chciał przez weekend rozmawiać o tym co się stało, w mediach jest relacja o zajściu tylko jednej ze stron konfliktu.
W poniedziałkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego" Małecki tak relacjonuje zdarzenie: Po meczu udzielałem wywiadu. Mówiłem, że fajnie graliśmy w drugiej połowie i mieliśmy przewagę nad Arką. Pan Czyżniewski zaczął dogadywać: "Co robiliście? Przecież wy grać nie umiecie!". Nie wiedziałem, że to on, odpaliłem mu: "Idź stąd chłopie". Czekał na mnie przed szatnią. Ruszył z rękoma, zaczął mnie szarpać za szyję. To trwało krótko, zaraz uwolniłem się od niego. Nie chciałbym rozdmuchiwać tego zdarzenia, ale takie zachowanie dyrektora sportowego klubu nie mieści mi się w głowie. On już w trakcie meczu krzyczał coś za naszą bramką.
W dzisiejszym wydaniu Dziennika Bałtyckiego z apelem do Czyżniewskiego wystąpił Janusz Woźniak. "Andrzej, teraz jesteś dyrektorem, a z tego faktu także wypływają określone standardy i normy zachowań. Nawet "wychowawcze" targanie za uszy zawodników rywali w tych standardach się nie mieści. To droga prowadząca do ośmieszania siebie i klubu. Trzeba umieć nad sobą zapanować, nawet w pomeczowych emocjach związanych z porażką swojej drużyny - napisał redaktor "Dziennika Bałtyckiego".
Dopiero po tych publikacjach Arka wydała oficjalne oświadczenie. Klub potwierdził, że " tuż po zakończeniu meczu doszło do wymiany zdań pomiędzy nimi". Następnie Tomasz Rybiński, rzecznik prasowy Arki pisze: "Zdarzenie to wpisane było niejako w atmosferę meczowego stresu, jednak dyrektor Czyżniewski stwierdza, że niezależnie od przyczyn taki incydent nie powinien mieć miejsca.
Dyrektor żałuje, że stał się uczestnikiem takiego zdarzenia i zapewnia, że do podobnych sytuacji więcej nie dojdzie".
Na tym lakonicznym oświadczeniu sprawa Czyżniewski-Małecki się nie skończy. W każdy czwartek o przebiegu minionej kolejki ekstraklasy debatuje Komisja Ligi. Zapewne postępowanie dyrektora i piłkarza będzie przedmiotem obrad tego gremium w najbliższym terminie. Do rozstrzygnięcie będzie choćby kwestia, czy dyrektor sportowy Arki miał prawo znaleźć się w strefie, która wydzielona jest specjalnie do zejścia piłkarzy z boiska do szatni.
Wisła już wydała komunikat, w którym domaga się wyjaśnienia sprawy przez Ekstraklasę SA. W oświadczeniu krakowskiego klubu, tak na marginesie zdecydowanie dłuższym niż Arki, czytamy:
"W związku z oświadczeniem Arki Gdynia SSA, a także licznymi pytaniami ze strony mediów dotyczącymi zajścia po meczu Arka Gdynia - Wisła Kraków, Wisła Kraków SA postanowiła, że o wyjaśnienie tej sprawy poprosi Ekstraklasę SA.
Klub zapoznał się z wyjaśnieniami Patryka Małeckiego oraz zebrał relacje od świadków tego zdarzenia, które wskazują, że bezpośrednio po zakończeniu spotkania doszło do sytuacji, w której naruszona została nietykalność osobista i godność zawodnika Białej Gwiazdy. Wiśle Kraków jest tym bardziej przykro, że nie było to jedyne wydarzenie, w trakcie którego narażone było bezpieczeństwo jej zawodników.
W związku z tym klub poprosi Ekstraklasę SA o wyjaśnienie całej sytuacji, a jeśli zajdzie taka potrzeba, także o przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego".
hahah nie moge:D jak nie ma wynikow to trzeba sie wyżyć na kimś innym:)
(editado)
.
Przypomnijmy, że po piątkowym meczu, w którym Arka przegrała u siebie z Wisłą 0:1 doszło do utarczki między krakowskim piłkarzem a dyrektorem sportowym Arki. Zdarzenia miały miejsce przy ściance telewizyjnej, a następnie w tunelu i przed wejściem do szatni. Niestety, w związku z tym, że Czyżniewski nie chciał przez weekend rozmawiać o tym co się stało, w mediach jest relacja o zajściu tylko jednej ze stron konfliktu.
W poniedziałkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego" Małecki tak relacjonuje zdarzenie: Po meczu udzielałem wywiadu. Mówiłem, że fajnie graliśmy w drugiej połowie i mieliśmy przewagę nad Arką. Pan Czyżniewski zaczął dogadywać: "Co robiliście? Przecież wy grać nie umiecie!". Nie wiedziałem, że to on, odpaliłem mu: "Idź stąd chłopie". Czekał na mnie przed szatnią. Ruszył z rękoma, zaczął mnie szarpać za szyję. To trwało krótko, zaraz uwolniłem się od niego. Nie chciałbym rozdmuchiwać tego zdarzenia, ale takie zachowanie dyrektora sportowego klubu nie mieści mi się w głowie. On już w trakcie meczu krzyczał coś za naszą bramką.
W dzisiejszym wydaniu Dziennika Bałtyckiego z apelem do Czyżniewskiego wystąpił Janusz Woźniak. "Andrzej, teraz jesteś dyrektorem, a z tego faktu także wypływają określone standardy i normy zachowań. Nawet "wychowawcze" targanie za uszy zawodników rywali w tych standardach się nie mieści. To droga prowadząca do ośmieszania siebie i klubu. Trzeba umieć nad sobą zapanować, nawet w pomeczowych emocjach związanych z porażką swojej drużyny - napisał redaktor "Dziennika Bałtyckiego".
Dopiero po tych publikacjach Arka wydała oficjalne oświadczenie. Klub potwierdził, że " tuż po zakończeniu meczu doszło do wymiany zdań pomiędzy nimi". Następnie Tomasz Rybiński, rzecznik prasowy Arki pisze: "Zdarzenie to wpisane było niejako w atmosferę meczowego stresu, jednak dyrektor Czyżniewski stwierdza, że niezależnie od przyczyn taki incydent nie powinien mieć miejsca.
Dyrektor żałuje, że stał się uczestnikiem takiego zdarzenia i zapewnia, że do podobnych sytuacji więcej nie dojdzie".
Na tym lakonicznym oświadczeniu sprawa Czyżniewski-Małecki się nie skończy. W każdy czwartek o przebiegu minionej kolejki ekstraklasy debatuje Komisja Ligi. Zapewne postępowanie dyrektora i piłkarza będzie przedmiotem obrad tego gremium w najbliższym terminie. Do rozstrzygnięcie będzie choćby kwestia, czy dyrektor sportowy Arki miał prawo znaleźć się w strefie, która wydzielona jest specjalnie do zejścia piłkarzy z boiska do szatni.
Wisła już wydała komunikat, w którym domaga się wyjaśnienia sprawy przez Ekstraklasę SA. W oświadczeniu krakowskiego klubu, tak na marginesie zdecydowanie dłuższym niż Arki, czytamy:
"W związku z oświadczeniem Arki Gdynia SSA, a także licznymi pytaniami ze strony mediów dotyczącymi zajścia po meczu Arka Gdynia - Wisła Kraków, Wisła Kraków SA postanowiła, że o wyjaśnienie tej sprawy poprosi Ekstraklasę SA.
Klub zapoznał się z wyjaśnieniami Patryka Małeckiego oraz zebrał relacje od świadków tego zdarzenia, które wskazują, że bezpośrednio po zakończeniu spotkania doszło do sytuacji, w której naruszona została nietykalność osobista i godność zawodnika Białej Gwiazdy. Wiśle Kraków jest tym bardziej przykro, że nie było to jedyne wydarzenie, w trakcie którego narażone było bezpieczeństwo jej zawodników.
W związku z tym klub poprosi Ekstraklasę SA o wyjaśnienie całej sytuacji, a jeśli zajdzie taka potrzeba, także o przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego".
hahah nie moge:D jak nie ma wynikow to trzeba sie wyżyć na kimś innym:)
(editado)
i to co zrobil Czyzniewski potwierdza to ze klubik zza miedzy jest smieszny;>
Dlaczego Lechia wygrywa? Bo ma swój styl
- Piłkarze Lechii Gdańsk znakomicie rozpoczęli nowy sezon ekstraklasy. W czterech meczach zdobyli dziewięć punktów, ale chyba jeszcze ważniejszy jest styl, w jakim to uczynili - pisze Tomasz Osowski z "Gazety Wyborczej"
Lechia, od kiedy w 2005 roku powróciła na szczebel centralny rozgrywek piłkarskich (czyli do ówczesnej II ligi), prawie nigdy nie dostarczała kibicom przesadnych doznań estetycznych. Przeciwnie - jej gra była toporna, siłowa, oparta przede wszystkim na wybieganiu, waleczności i konsekwencji. Finezji było w tym mniej niż dobrej muzyki w polskich radiach komercyjnych. Owszem czasem można w nich trafić na jakąś muzyczną perełkę (czytaj: dobry mecz), ale całość oferty (czytaj: cały sezon) jest w odbiorze ciężko strawna.
Tak było za trenera Marcina Kaczmarka, tak było za trenera Tomasza Borkowskiego, tak było przede wszystkim za trenera Jacka Zielińskiego. W ich czasach oglądanie meczów Lechii wymagało dużo samozaparcia i to nawet wśród ludzi emocjonalnie związanych z biało-zielonymi, którzy z zespołem są na dobre i na złe. Za to dla postronnych obserwatorów była to już całkiem wyrafinowana tortura. Pamiętam takie spotkania Lechii (nawet już w ekstraklasie), w których przez 90 minut na boisku nie działo się dosłownie nic. Dwie drużyny kopały sobie futbolówkę, ale meczu piłkarskiego w najmniejszym stopniu to nie przypominało.
Sznytu próbował nadać drużynie Dariusz Kubicki, ale z racji doświadczeń zawodowych (Wyspy Brytyjskie) jego zespół również bardziej przypominał na boisku szkockiego drwala niż baletnicę z Teatru Balszoj. Ogólnie Lechia była w ostatnich latach drużyną bez stylu. No chyba, że ktoś nazwie stylem 90 minut nieustannej walki, biegania, jeszcze raz walki, i jeszcze raz biegania.
Oczywiście zawsze można użyć argumentu, że przy takim tworzywie, jakie posiadali wyżej wymienieni trenerzy, ciężko było spodziewać się na boisku piłkarskich arabesek i cyrkowych sztuczek. Zgoda, jednak wypracowanie własnego, niepodrabialnego stylu możliwe jest w każdej drużynie piłkarskiej. Trzeba mieć tylko pomysł, dobrać do niego odpowiednich wykonawców i konsekwentnie wprowadzać go w życie.
Tomasz Kafarski ten pomysł niewątpliwie ma. Jego realizacja na boisku raz jest lepsza, raz gorsza, ale kilka meczów tego sezonu pokazało, że Lechia ma styl, albo przynajmniej chce go mieć. Przed wszystkim biało-zieloni mają grać piłką. Oglądając ostatni mecz z Polonią Warszawa przecierałem oczy za zdumienia, patrząc na sposób rozgrywania akcji przez lechistów. Kilka razy w popisowy sposób oswobodzili się oni z pressingu rywala nie poprzez wykopanie piłki na oślep, ale za pomocą szybkich, krótkich podań. Zagrał-wyszedł - ta stara jak świat maksyma piłkarska, genialna w swej prostocie, realizowana była perfekcyjnie. Zresztą to samo sprawdzało się w ataku, wystarczy przypomnieć sobie akcję, po której padła bramka dla Lechii. Nie byłoby jej, gdyby nie druga ważna zasada stosowana przez Kafarskiego: w jego zespole nie ma bocznych obrońców. Nominalni Krzysztof Bąk (prawy) i Arkadiusz Mysona (lewy) to tak naprawdę skrzydłowi. Ich zadaniem jest nieustanne bieganie wzdłuż linii bocznej, a kiedy trzeba, również w środku. Mysona zdobywając gola dublował przecież pozycję Ivansa Lukjanovsa, który wyciągnął spod bramki swojego obrońcę.
Nie mam wątpliwości, że w procesie budowy własnego stylu Lechia i Kafarski jeszcze nie raz się potkną, a nawet boleśnie potłuką. Najważniejsze jednak, aby konsekwentnie dążyli do celu, bo droga jest dobra. W końcu za dwa lata trzeba będzie zapełnić ponad 40-tysięczną widownię Baltic Areny. A do tego zwycięstwa nie wystarczą. Potrzebny będzie jeszcze STYL.
co ja widze wybiorcza chwali Lechie:>
- Piłkarze Lechii Gdańsk znakomicie rozpoczęli nowy sezon ekstraklasy. W czterech meczach zdobyli dziewięć punktów, ale chyba jeszcze ważniejszy jest styl, w jakim to uczynili - pisze Tomasz Osowski z "Gazety Wyborczej"
Lechia, od kiedy w 2005 roku powróciła na szczebel centralny rozgrywek piłkarskich (czyli do ówczesnej II ligi), prawie nigdy nie dostarczała kibicom przesadnych doznań estetycznych. Przeciwnie - jej gra była toporna, siłowa, oparta przede wszystkim na wybieganiu, waleczności i konsekwencji. Finezji było w tym mniej niż dobrej muzyki w polskich radiach komercyjnych. Owszem czasem można w nich trafić na jakąś muzyczną perełkę (czytaj: dobry mecz), ale całość oferty (czytaj: cały sezon) jest w odbiorze ciężko strawna.
Tak było za trenera Marcina Kaczmarka, tak było za trenera Tomasza Borkowskiego, tak było przede wszystkim za trenera Jacka Zielińskiego. W ich czasach oglądanie meczów Lechii wymagało dużo samozaparcia i to nawet wśród ludzi emocjonalnie związanych z biało-zielonymi, którzy z zespołem są na dobre i na złe. Za to dla postronnych obserwatorów była to już całkiem wyrafinowana tortura. Pamiętam takie spotkania Lechii (nawet już w ekstraklasie), w których przez 90 minut na boisku nie działo się dosłownie nic. Dwie drużyny kopały sobie futbolówkę, ale meczu piłkarskiego w najmniejszym stopniu to nie przypominało.
Sznytu próbował nadać drużynie Dariusz Kubicki, ale z racji doświadczeń zawodowych (Wyspy Brytyjskie) jego zespół również bardziej przypominał na boisku szkockiego drwala niż baletnicę z Teatru Balszoj. Ogólnie Lechia była w ostatnich latach drużyną bez stylu. No chyba, że ktoś nazwie stylem 90 minut nieustannej walki, biegania, jeszcze raz walki, i jeszcze raz biegania.
Oczywiście zawsze można użyć argumentu, że przy takim tworzywie, jakie posiadali wyżej wymienieni trenerzy, ciężko było spodziewać się na boisku piłkarskich arabesek i cyrkowych sztuczek. Zgoda, jednak wypracowanie własnego, niepodrabialnego stylu możliwe jest w każdej drużynie piłkarskiej. Trzeba mieć tylko pomysł, dobrać do niego odpowiednich wykonawców i konsekwentnie wprowadzać go w życie.
Tomasz Kafarski ten pomysł niewątpliwie ma. Jego realizacja na boisku raz jest lepsza, raz gorsza, ale kilka meczów tego sezonu pokazało, że Lechia ma styl, albo przynajmniej chce go mieć. Przed wszystkim biało-zieloni mają grać piłką. Oglądając ostatni mecz z Polonią Warszawa przecierałem oczy za zdumienia, patrząc na sposób rozgrywania akcji przez lechistów. Kilka razy w popisowy sposób oswobodzili się oni z pressingu rywala nie poprzez wykopanie piłki na oślep, ale za pomocą szybkich, krótkich podań. Zagrał-wyszedł - ta stara jak świat maksyma piłkarska, genialna w swej prostocie, realizowana była perfekcyjnie. Zresztą to samo sprawdzało się w ataku, wystarczy przypomnieć sobie akcję, po której padła bramka dla Lechii. Nie byłoby jej, gdyby nie druga ważna zasada stosowana przez Kafarskiego: w jego zespole nie ma bocznych obrońców. Nominalni Krzysztof Bąk (prawy) i Arkadiusz Mysona (lewy) to tak naprawdę skrzydłowi. Ich zadaniem jest nieustanne bieganie wzdłuż linii bocznej, a kiedy trzeba, również w środku. Mysona zdobywając gola dublował przecież pozycję Ivansa Lukjanovsa, który wyciągnął spod bramki swojego obrońcę.
Nie mam wątpliwości, że w procesie budowy własnego stylu Lechia i Kafarski jeszcze nie raz się potkną, a nawet boleśnie potłuką. Najważniejsze jednak, aby konsekwentnie dążyli do celu, bo droga jest dobra. W końcu za dwa lata trzeba będzie zapełnić ponad 40-tysięczną widownię Baltic Areny. A do tego zwycięstwa nie wystarczą. Potrzebny będzie jeszcze STYL.
co ja widze wybiorcza chwali Lechie:>
Dzisiaj mecz przyjazni ale i tak punkty zostaja w Gdansku!!!!
A MY SWOJE!!!!!!!!!!!!!!!
A MY SWOJE!!!!!!!!!!!!!!!
ma być 2:1 dla Lechii:)
ale remis chyba będzie;/
(editado)
ale remis chyba będzie;/
(editado)
bo On tak chcial ;p
ale jest gites gitarka bo jest remisik ;]
ale jest gites gitarka bo jest remisik ;]
beke mam jak patrze na statystyki ;pp
Nasza Lechijka gra lepiej na wyjazdach niż u siebie ;p
Wyjazdy - 2 wygrane (6pkt)
U siebie - remis , wygrana , porażka (4pkt) ;pp
Nasza Lechijka gra lepiej na wyjazdach niż u siebie ;p
Wyjazdy - 2 wygrane (6pkt)
U siebie - remis , wygrana , porażka (4pkt) ;pp